Z pomocą przyszła mi więc natura - dwa krzewy rosnące w Botaniku, którym mogłam przyglądać się do woli. Teraz nareszcie mogę opisać te rośliny własnymi słowami, oczywiście, na podstawie tego, co zaobserwowałam :-)
Cieniutkie pędy (w porównaniu do tawuł spotykanych na skwerach i w parkach) wdzięcznie obsypane śnieżnobiałymi kwiatkami. Ten, kto spodziewałby się takich (jak TUTAJ) girland, strug i kaskad, do jakich i ja się przyzwyczaiłam (dzięki zieleni miejskiej), może poczuć lekki zawód. Kwiaty tej tawuły wyrastają bowiem trochę nieregularnie i nie jest ich AŻ tak wiele, są za to pełne świeżości, wdzięku i prostoty! Pędy długie i sprężyste, nie sprawiają wrażenia obciążonych. W czasie kwitnienia pąki liściowe dopiero się rozwijały. W pełni ulistniony krzew nadal pozostawał ażurowy, liście wąskie i dość długie, takie mini wierzbowe. Ich wygląd mnie zaskoczył, a jednocześnie zapadł w pamięci jako znak rozpoznawczy tego gatunku.
Kwitnące krzewy fotografowałam 17 i 25 kwietnia.
Tawuła Thunberga (Spiraea thunbergii) |