|
Monarcha złocisty (Danaus chrysippus) |
Jeśli Nefertiti, lub jak kto woli Nefretete, najpiękniejsza Egipcjanka i ukochana żona faraona
Echnatona miała ogród, a na pewno go miała, rosły w nim najrozmaitsze kolorowe kwiaty cudnej urody tylko po to, by radować jej oczy. Wielu ogrodników troskliwie pielęgnowało i podlewało wszystkie te rośliny, by nigdy nie zabrakło im wody i odpowiednich warunków do rozwoju, pomimo palącego słońca. Piękny i okazały musiał być to ogród, pełen zieleni i żywych kolorów i zapachów...
Niedawno wróciłam z zapewne namiastki takiego ogrodu (egipskiego hotelu) - ogromnego zielonego terenu pełnego palm daktylowych, agaw, przycinanych żywopłotów, drzew i krzewów oraz kolorowych kwiatów, których nazw pewnie nie poznam (a może jednak?). Spróbuję kiedyś je zaprezentować, ale dzisiaj chcę pokazać zjawiskowego motyla, który urzekł mnie swą urodą.
W hotelowym ogrodzie takich motyli było kilka lub kilkanaście (jednocześnie widziałam ich pięć). To niewiele, lecz byłam szczęśliwa, że w ogóle tam żyły. Początkowo widywałam je tylko w szybkim i zwinnym locie, migające ogniście, duże, płochliwe, niemal nigdzie niesiadające. Wzięłam je nawet za rusałki osetniki, ale gdy któregoś dnia odkryłam ich noclegownię, przekonałam się, że są one zupełnie inne. Były zachwycające, począwszy od białych kropeczek na głowie i tułowiu, przez stonowany brąz i czarno-biały wzór na spodniej stronie skrzydeł. Długo trwało nim udało mi się sfotografować tego motyla z rozłożonymi skrzydłami, mieniącymi się ognistymi odcieniami czerwieni, których nie potrafię opisać. Jestem pewna, że i Nefertiti nie mogła oderwać od niego oczu. Cieszę się, że żyję w obecnych czasach - zaopatrzona w aparat, nieudolnie, ale jednak, mogłam go zaChwycić.