Gdy pod koniec sierpnia wybrałam się na Łąkę Wschodnią, idąc ledwie widoczną ścieżką pośród wybujałych traw, nawłoci i wrotyczy - z każdym krokiem roślinność stawała się coraz wyższa: po kolana, po pas, po szyję i jeszcze wyżej. Było słoneczne przedpołudnie, cisza. No, niezupełnie - roślinność szumiała cicho poruszana leciutkim wiatrem; wszędzie bzyczało, brzęczało, cykało, świerszczało... Na letniej łące tętniło, kipiało życie.
Zanurzając się w ten świat coraz głębiej poczułam jak zmienia się mój punkt odniesienia. Wydało mi się, że jestem trochę jak Guliwer w krainie Liliputów, a jednocześnie, że skala świata łąki jest właściwa i to ja jestem jakaś... przerośnięta. Przyglądając się coraz uważniej zaczęłam dostrzegać wielu mieszkańców łąki: muchy, bzygi, trzmiele, motyle i pająki. A ponad roślinnością fruwały ważki, niczym helikoptery patrolujące niezmierzoną dżunglę. A może raczej metropolię?
I wszyscy byli zajęci swoimi sprawami: gdzieś pająk oplatał muchę, która wpadła do sieci, błękitne motylki taplały się w zbyt gęstym powietrzu, z trudem posuwając swój lot do przodu lub spijały nektar z kolejnych kwiatków, pasły się trzmiele i bzygi, w promieniach słońca wygrzewały się muchy.
Było to bardzo osobliwe odczucie - być wielkoludem w tym świecie.
|
Na kwiatach nawłoci przysiadła plujka pospolita (Calliphora vicina), która bywa ubarwiona złoto-zielono lub złoto-niebiesko (długość ciała 6-13 mm) |