Tego lata sfotografowałam ponad 30 ważek, w większości szablaki, wśród których występuje 9 gatunków. Od czasu, gdy ważka o czerwonym odwłoku przysiadła nieopodal mnie i pozwoliła się obfotografować - przepadłam! Odtąd rośliny, które tak zapamiętale fotografowałam - z racji swej spokojnej natury (nie uciekają, nie płoszą się, co najwyżej kołyszą się na wietrze) zaczęły wypełniać mi czas pomiędzy... spotkaniami z ważkami. Nie mogę powiedzieć, że rośliny zeszły na drugi plan - nadal jestem ich ciekawa, ale stając przed koniecznością wyboru - ważka czy roślina, wybiorę ekonomicznie: najpierw pstryknę ważkę (bo ucieknie), potem roślinę (bo poczeka).
Ważkę, którą dzisiaj przedstawiam sfotografowałam 8 września. Widziałam taką już trochę wcześniej - duża, fruwająca szybko i często dość wysoko, bez ustanku.
Dzień wcześniej wracałam akurat z wyprawy po moim lesie, gdy zauważyłam 3, może 4 duże ważki (wiedziałam, że to na pewno nie były szablaki) zwinnie fruwające na wysokości koron pobliskich drzew. Stanęłam nieruchomo na środku ścieżki z gotowym aparatem, a one, jedna po drugiej przepływały w powietrzu: to nade mną, to wprost na mnie, zmieniając w ostatniej chwili kurs pod ostrym kątem w odległości zaledwie kilkudziesięciu centymetrów (czyżby dopiero wówczas dostrzegały przeszkodę, czy także chciały mi się przyjrzeć?). Po chwili wyłączyłam aparat, nie było szans na jego użycie, bowiem ważki nigdzie nie siadały. Krążyły po obrzeżach małej polanki, pośrodku której biegła ścieżka raz wznosząc się na wysokość kilku metrów, by gdzie indziej zniżyć lot do półtora metra nad ziemią, jakby wołały: "Dogoń mnie!". Stałam więc trochę bezradnie starając się chociaż nadążyć za nimi wzrokiem.
Po chwili nadeszła rodzina - rodzice z dwojgiem dzieci. Szli wolno idąc z córką za rękę, chłopiec jechał na małym rowerku. Minął mnie i zatrzymał się czekając aż rodzice za nim nadążą. Ani mały chłopiec, ani mała dziewczynka, ani mama i tata - żadne z nich nie zwróciło uwagi na kręcące się wokół wielkie ważki. Poczułam się tak jakbym była w innym wymiarze: w pierwszym las ze swymi zwykłymi odgłosami i przechodząca ścieżką rodzina, w drugim ja oraz ważki zataczające koła i elipsy w przestrzeni wyznaczonej linią drzew w niemal absolutnej ciszy - prawie słyszałam trzepotanie ich skrzydeł. Te dwa wymiary przecięły się na owej ścieżce i niby były tym samym, ale oni: rodzice i dzieci minęli mnie i ważki jakby nas tam nie było, nie widząc zupełnie niczego poza sobą, ścieżką, którą przemierzali oraz drzewami, które mijali. Mnie udało się przedostać do drugiego wymiaru, gdzie zostałam zaszczycona widowiskiem rozgrywającym się przed oczami wszystkich, a jednak pozostającym niewidzialną tajemnicą.
Stałam tam długą chwilę napawając się widokiem zwinnych owadów zastanawiając się czy kiedykolwiek uda mi się je sfotografować i zobaczyć z bliska. Śledząc te ważki odniosłam wrażenie, gdy przelatywały tuż obok mnie, że są niebieskie z żółto-czarnymi kropeczkami (wzorem) wzdłuż boków odwłoka.
Nieoczekiwanie, moje marzenie spełniło się już następnego dnia tuż po przyjeździe do lasu. Ledwie wyruszyłam na swoją wyprawę, gdy przywitała mnie jedna z tych dużych ważek - przefrunęła przede mną i przysiadła na pniu pobliskiego drzewa, by wygrzewać się w promieniach słońca. Po długiej chwili przesiadła się na inne drzewo, ale w sumie całe spotkanie trwało ze 20 minut, więc mogłam zrobić mnóstwo zdjęć. Niestety, w pełnym słońcu.
Na moje oko ważka mierzyła około 7-8 cm długości i 10-11 cm rozpiętości skrzydeł, ale całkiem możliwe, że przesadziłam :-). Nawet jeśli, to i tak ważka zrobiła na mnie ogromne wrażenie - była znacznie większa od spotykanych dotąd szablaków.
Oto żagnica, prawdopodobnie samica żagnicy jesiennej
Aeshna mixta. Czy nie pięknie się nazywa?)
|
Żagnica jesienna Aeshna mixta - samica
|
|
Żagnica jesienna Aeshna mixta - samica
|