Bardzo się cieszę, gdy we właściwym czasie i przy sprzyjającej pogodzie spotkam roślinę, która akurat ma swoje pięć minut - jest w rozkwicie i wygląda najpiękniej. Taki stan trwa zaledwie kilka dni, można więc nie zdążyć.
Jak dotąd, Łąka Wschodnia, skazana przecież na unicestwienie - trwa i ma się dobrze. Postanowiłam więc częściej tam zachodzić, zwłaszcza, że rośnie tam tawuła, której kwiatów nigdy nie oglądałam (fotografowałam tylko jej pąki). Parę dni temu udało się - kwitła i zachwycała. Niezliczonymi świeżymi kwiatami, długimi przewieszającymi się pędami i młodymi listkami.
Niedawno żałowałam kończącego się kwitnienia mirabelek, jakoś ominął mnie wysyp mniszków (a może z nich wyrosłam?), złoty orzech, mimo, że odwiedzałam go kilkukrotnie - nigdy więcej nie rozbłysł w blasku chylącego się ku zachodowi słońca... Wszystko tak prędko przemija! Dlatego choć fotografowałam już tawuły (i wiele innych roślin), wiem, że kiedy tylko będę mogła, zawsze skorzystam z okazji, by próbować... zatrzymać czas, na tyle, na ile potrafię.
Tym razem zrobiłam to tak: