Najpierw ruszam w prawo - szlakiem żółtym. Obrazek poniżej przedstawia niewielki fragment Hurghady (na wysokości lotniska, które znajduje się w głębi lądu), po którym się poruszałam. Różnymi kolorami zaznaczyłam trasy, z których powstaną moje foto relacje.
Idąc w lewo, ów nadmorski deptak w którymś momencie staje się ulicą o nazwie Youssef Affifi (ustaliłam to dzięki mapie Google, sama jakoś nie zauważyłam żadnych tabliczek z nazwami ulic czy numerami domów).
Wycinek planu Hurghady z zaznaczonymi trasami, które udokumentowałam fotograficznie - szlak magenta (link), szklak niebieski (link), szlak pomarańczowy (link), kawiarnie (link) |
Oczywiście, nie obejdzie się bez sklepów, sklepików oraz domów handlowych. Ot, pierwsza z brzegu wystawa. Manekiny w modnych (a przynajmniej tradycyjnych, jak mniemam) strojach. Czy wszystko Wam tu pasuje? Pomijam fakt, że w tym dużym sklepie zapewne można kupić wszystko - mydło, powidło, strój kąpielowy czy colę.
Jeszcze jedna podpowiedź... No i...?
Ha, zdziwiły mnie całkiem europejskie rysy manekinów i jasnoniebieskie tęczówki oczu! Czyżby był to tutejszy powiew egzotyki?
W niezliczonych sklepach każdy turysta może nabyć najróżniejsze pamiątki. Już dawno postanowiłam nie zagracać sobie domu żadnymi "przydasiami", toteż sklepy omijałam szerokim łukiem, zerkając jedynie na wystawy - ot, tak z ciekawości.
Egipcjanie są urodzonymi sprzedawcami. Zawsze uśmiechnięci, chętnie podający rękę i zagajający rozmowę - wszystko dobrze? Skąd jesteś? Jak masz na imię? - po angielsku, rosyjsku, niemiecku, czesku, polsku itd.
Jeżeli nie zamierzasz czegoś kupić, grzecznie i z uśmiechem ucinaj kontakt i oddal się w swoją stronę. Nie sądzę, byś z tego powodu spotkał(a) się z nieprzyjazną reakcją. Przy zakupach można, a nawet trzeba się targować, ale szwendanie się po sklepach, by tylko pooglądać jest nieco ryzykowne. Chyba wpierw trzeba wyćwiczyć w sobie odporność psychiczną, by nie poczuć się winnym, że zawiodło się sklepikarza czy naganiacza na różnego rodzaju atrakcje (nurkowanie, paralotnia, masaż, tatuaż, zaplatanie warkoczyków itp.), że na próżno poświęcił swój czas na... rozmowę z Tobą. To przecież handlowa gra wstępna. Z owego poczucia winy niejeden kupił coś, czego nie planował :-)
Idąc dalej mijam różne zabudowania, zwykle niewielkie sklepy, a czasem ogrodzone parcele, na których zapewne powstaną kolejne hotele.
Red Sea, Hurghada, Egipt |
Przechodzę na drugą stronę ulicy (tę od morza) - jest zdecydowanie bardziej zagospodarowana. Oto kolejny dom handlowy usytuowany w niewykończonym budynku.
Była to moja pierwsza przechadzka po mieście, ale jak później się okazało, tego typu widoki (niewykończone dolne kondygnacje) są tu zjawiskiem częstym.
Rzut oka na kolorową wystawę sklepu, którego nazwę można przeczytać w języku arabskim i rosyjskim. Na tę wycieczkę wybrałam się rankiem, gdy nie było jeszcze tak gorąco - większość sklepów była zamknięta, zapewne po handlowaniu do późnych godzin nocnych. Dzięki temu nie musiałam się krępować podczas robienia zdjęć.
I jeszcze jedna wystawa w innym sklepie odzieżowym, usytuowanym na piętrze.
Spojrzenie wstecz na ulicę, którą przemierzyłam. Z kolejnego hotelu, który minęłam wyszła jakaś para. Jeśli to Arabowie, to ubiór kobiety można uznać za swobodny. Po lewej stronie ulicy widać seledynowy automat telefoniczny.
Ulica turystyczna w Hurghadzie |
A to promenada przede mną, ale znacznie dalej. Doszłam nią do pomnika, który, o ile dobrze pamiętam, znajduje się niedaleko Departamentu Policji (wyczytałam to z mapy Google).
Promenada w Hurghadzie |
Po drodze kolejny ładny hotel.
Hotel w Hurghadzie, położony przy deptaku turystycznym |
Hotel w Hurghadzie, położony przy deptaku turystycznym |
A to ów pomnik, do którego dotarłam na koniec. W ten sposób mój szlak żółty dobiegł końca :-)
Pomnik w Hurghadzie - kobieta z rozpostartymi rękami, w prawej trzyma glob ziemski, w lewej kłos zboża. Może to egipska wersja Demeter, bogini płodności ziemi, urodzaju, ziemi uprawnej, zbóż i rolnictwa? |
A teraz czas na spacer w drugą stronę (szlakiem zielonym). Umownie znów rozpoczynam go od McDonald's.
McDonald's na deptaku turystycznym w Hurghadzie |
Idę promenadą, po kolorowej nawierzchni. Nie brakuje tu palm, ławek, latarni, kafejek i sklepów.
Promenada, deptak turystyczny w Hurghadzie |
Po lewej stronie mijam kolejne egipskie centrum handlowe. Przed południem wygląda na uśpione, ale nie sprawdzam czy naprawdę tak jest.
Dom handlowy w Hurghadzie |
Po prawej (czyli od strony morza) mijam hotel Al Mashrabiya. Przechodnie widoczni na zdjęciu chcieli poczekać, by nie wejść mi w kadr, ale szczęśliwe nieporozumienie doprowadziło do tego, że ich uwieczniłam. W domu oceniłam, że kadry, na których znajdują się ludzie, zdecydowanie zyskują.
Hotel Al Mashrabiya, Hurghada |
Nieco dalej, w głębi, po lewej stronie ulicy powstaje inny hotel. Przynajmniej cześć rusztowania wydała mi się drewniana, w dodatku powiązana linami. U nas, jak mi się zdaje, budynki tynkowane są na końcu, gdy okna są wstawione... czyż nie?
W żadnym razie te i inne moje uwagi nie stanowią krytyki, wyrażają jedynie moje zdziwienie, a czasem są próbą zrozumienia, na czym polega ta inność, wynikająca choćby z jakże gorącego klimatu.
Ha, przy takim gorącu robotnikom łatwiej i lżej jest wykończyć budynek z zewnątrz i wewnątrz(!), gdy okna nie są wstawione, prawda?
Ok, teraz zaczyna się już dość gęsto zabudowana część ulicy.
To hotel Elaria. Obok niego po lewej stronie w najlepsze trwały jakieś roboty ziemne. Nie mam pojęcia dlaczego hotel ten w Internecie prezentuje zdjęcia z widokiem na morze, skoro znajduje się ono po drugiej stronie ulicy (czyli za mną).
Nieopodal apartamentowiec - nabywcy mogą kontaktować się telefonicznie. Większość apartamentów chyba jeszcze czeka na kupców, za to na parterze działają lokale użytkowe.
Dalej nieskazitelnie biało-niebieski hotel Diamond Resort.
Hotel Diamond Resort w Hurghadzie |
Jeszcze dalej, po tej samej stronie ulicy znajduje się hotel Elysees. Goście mogą udać się na nadmorską plażę przechodząc oszkloną kładką ponad ulicą.
Hotel Elysees w Hurghadzie |
Hotel Elysees w Hurghadzie |
Nie mam pewności, sądzę jednak, że zdjęcie poniżej przedstawia kolejny apartamentowiec. Trudno zgadnąć czy jest on jeszcze w budowie, czy może niszczeje. Budynki stojące bardzo blisko siebie czy tak jak tu, wybudowane na planie podkowy, gdzie naprzeciwległe okna i lodżie dzieli wąziutkie podwórze, spotykałam często.
Powoli zbliżam się do kresu wyprawy, po lewej mijam monumentalny hotel Marriott. Od strony ulicy nie ma żadnych okien. Forteca!
Hotel Marriott Beach Resort w Hurgadzie |
Nieco dalej, za siatkowym ogrodzeniem znajduje się taka oto plaża, zdaje się, należąca do któregoś z okolicznych hoteli. W ciągu dnia może być tam przyjemnie, ale teraz dochodzi już szósta po południu. Słońce skryło się za budynkami, plaża tonie w cieniu a cienka warstwa piasku schłodziła się. Ludzie powoli opuszczają plażę. Na morzu zacumowanych jest wiele stateczków turystycznych, które każdego dnia zabierają turystów na różnego rodzaju wycieczki.
Asfaltowa droga ciągnie się dalej (wg mapy Google nazywa się Sheraton Road), ale zabudowania niemal się skończyły (w pewnej odległości widać jeszcze okrągły budynek hotelu Sheraton, wybudowany niemal nad samym brzegiem morza). I dobrze, przecież i ja muszę wracać do mojego hotelu, niedługo kolacja.
Chociaż słońce świeci jeszcze mocno, późnym popołudniem ulice Hurghady pogrążają się w cieniu. |
Czas zakończyć tę opowieść - czy nie była za długa? Dodam tylko, że okroiłam ją o mijane kawiarnie (czy knajpki) oraz stróżów prawa i ochroniarzy, bo to będzie tematem oddzielnego wpisu - o, TEGO.
Zobacz też wpisy:
- Hurghada - Mohamed Said Street
- Hurghada - Al Fondok Street
- Hurghada - boczne ulice
- Hurghada cafe
- Egipt w wakacyjnej pigułce
e36.80.
Moi rodzice byli kiedyś w Tunezji i szybko się nauczyli żeby nie dotykać towarów, jeśli to zrobiłaś musiałaś kupić:) Palmy daktylowe przyciągają uwagę.
OdpowiedzUsuńAniko, w czasie oglądania zdjęć pomyślałem, że miejscowi ludzie mając słońce codziennie nie cenią go tak, jak cenimy my, mieszkańcy Północy.
OdpowiedzUsuńNie jestem budowlańcem, mogę się mylić, wydaje mi się jednak, że w tamtejszym klimacie także potrzebne są grube ściany (ściślej: dobrze izolujące ściany), a to dla ochrony przed upałem. Doświadczam skutków cienkich ścian mieszkając w kampingu: gdy na dworze jest 30 stopni, w moim mieszkaniu jest czterdzieści. Niemal jak w piekarniku.
Ślady deskowania na kilkupiętrowej ścianie świadczą o stosowaniu starych, w Europie już raczej niestosowanych, technik budowlanych.
Miły pobyt, ale chyba nie dla mnie...
OdpowiedzUsuńEgipt słynie z wielu pięknych miejsc, co uchwyciłaś. My przed wyjazdem na https://sharmelsheikh.pl/ znaleźliśmy odpowiedni hotel w Mars Alam i dzięki temu oszczędziliśmy. Cały koszt wyszedł taki, jak za wakacje nad Polskim Morzem, a pogodę mieliśmy pewną.
OdpowiedzUsuń